1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Tutaj Havel, słyszycie mnie?”

18 marca 2024

Petr Janczárek towarzyszył Václavowi Havlowi przez ostatnie trzy lata jego życia z kamerą w ręku. Nakręcony przezeń film obejrzą dziś na Praskim Zamku prezydenci Słowacji i Czech, Zuzana Čaputová i Petr Pavel.

https://p.dw.com/p/4dpIv
Od prawej autor filmu „Tutaj Havel, słyszycie mnie?” Petr Janczárek, producenci Viera Krincvajová i Jirzí Koneczný oraz dystrybutor Ondrzej Kulhánek
Od prawej autor filmu „Tutaj Havel, słyszycie mnie?” Petr Janczárek, producenci Viera Krincvajová i Jirzí Koneczný oraz dystrybutor Ondrzej KulhánekZdjęcie: Aureliusz M. Pędziwol/DW

Deutsche Welle: W Twoim filmie najbardziej porusza ta chwila, gdy gaśnie ekran, a w kinie zapada absolutna cisza. Wszyscy wiedzą, że Václav Havel właśnie umarł.

Petr Janczárek*: Chcieliśmy zostawić widzowi przestrzeń na jego uczucia i przemyślenia o nim. Na pewno nie miało to być patetyczne. Chcieliśmy, by to po prostu wybrzmiało w duchu Havla.

Jak to się stało, że zabrałeś się za ten film?

W 2001 roku na wpół tajnie kręciłem na Kubie dokument o dysydentach. Zachowywaliśmy się jak zwykli turyści i tylko od czasu do czasu znikaliśmy, by zrobić wywiad lub coś nakręcić. Pomagał nam dziennikarz i fotograf Omar Saludes, który dwa lata później został skazany na 27 lat więzienia podczas osławionej Czarnej Wiosny, gdy Kubańczycy zamknęli na długie lata 75 dysydentów. Wyrok na niego był drugim pod względem długości.

W pierwszą rocznicę tego smutnego zdarzenia dumaliśmy, jak ich wesprzeć, a światu o nich powiedzieć. I wymyśliliśmy, by o takie przesłanie poprosić doświadczonego więźnia politycznego Václava Havla, który pięć lat przeżył za kratami, a teraz akurat przestał być prezydentem. Zgodził się, a ja to nakręciłem.

Tydzień później zadzwonili z jego biura: „Pan prezydent chciałby z panem pomówić”. Gdy się pojawiłem, powiedział: „Naprawdę spodobało mi, jak sprawnie i szybko Pan to nakręcił. Nie moglibyśmy współpracować? Gdy nie mogę dokądś jechać, muszę mieć takie wideo”.

Oczywiście powiedziałem „tak” i zacząłem to robić. Potem z Martinem Vidlakiem z jego kancelarii nakręciłem też trylogię telewizyjną „Václav Havel, Praga-Zamek” o czechosłowackiej prezydenturze Havla, od jego wyboru w grudniu 1989 roku aż do abdykacji w lipcu 1992 roku. Przypadła mu do gustu.

W kwietniu 2009 roku, po nakręceniu kolejnego wideo-pozdrowienia, zapytał mnie, czy mam wolną chwilę. „Dla Pana zawsze”. „Chciałbym, by nakręcił pan resztę mojego życia”.

Petr Janczárek
Petr JanczárekZdjęcie: Aureliusz M. Pędziwol/DW

Czy zamiarem Havla od początku był film o jego odchodzeniu?

Może tak, ale z pewnością nigdy o tym nie rozmawialiśmy. A o tym filmowaniu pan prezydent mówił, że dobrze jest to wszystko utrwalić dla historii.

To już drugi taki film. Pierwszy nakręcił Pavel Koutecký...

Tamten nazywał się „Obywatel Havel”. Obejmował czeską prezydenturę Václava Havla oraz chwilę po niej. Ale Pavel niestety zmarł tragicznie w 2006 roku (film dokończył Miroslav Janek – przyp.), potem była przerwa do 2009 roku, gdy pojawiłem się ja.

Czy ten miał film dla Ciebie jakieś szczególne znaczenie? Chciałeś go kontynuować, czy przeciwnie, zrobić coś całkiem innego?

Oczywiście znałem i film, i jego autora, ponieważ Pavel był moim kolegą z politechniki, gdzie kręciliśmy filmy szkoleniowe. Ale żadnego problemu nie miałem. Ani się nie dystansowałem, ani nie nawiązywałem. Po prostu byłem z kamerą blisko pana prezydenta i starałem się robić maksimum tego, co byłem w stanie. Stopniowo narastało między nami zaufanie. Wzajemne. Dlatego mogłem za jego zgodą być świadkiem wielu wydarzeń.

Ile tego nakręciłeś?

Tego, co nie zostało odrzucone w montażu, jest nieco ponad dwieście godzin.

Jak z dwustu godzin wybrać dziewięćdziesiąt minut?

Ciężko.

Jak się to robi? 

Tak, że w tej montażowni siedzisz, i siedzisz, i siedzisz. Aż w końcu nauczysz się całego materiału aż do ostatniego ujęcia. Wtedy przychodzi moment, gdy już wiesz, że trzeba zacząć wybierać. I zaczyna się wielka męka oraz problem dokumentalisty, aby złożyć coś, co ma rozsądną długość i znaczenie. I chwała montażystów, którzy nie byli przy nakręcaniu i nie mają emocjonalnego stosunku ani do bohatera, ani do nakręconych scen.

Kadr z filmu „Tutaj Havel, słyszycie mnie?”
Václav Havel spełnił swoje dziecięce marzenie i stał się reżyserem filmowym. Słowa, które w tym momencie padają, posłużyły za tytuł (kadr z filmu)Zdjęcie: Continental

A co z materiałem, który został?

Z Biblioteką Václava Havla uzgodniliśmy, że spróbujemy zebrać fundusze na profesjonalną edycję istniejącego materiału i uzupełnienie go o wypowiedzi ponad stu osób, które sfilmowaliśmy na potrzeby projektów „Václav Havel, Praga-Zamek” i „Labiryntem rewolucji”. Chcielibyśmy dać je na serwer, do którego dostęp mieliby badacze i studenci. Nie po to, by każdy zrobił z tego film, ale żeby mógł się czegoś z tego nauczyć.

A czy Petr Janczárek jeszcze coś z tego zrobi?

Mam taką nadzieję, bo jest jedna ważna sprawa, która zdarzyła się w fazie mojego intensywnego filmowania: zorganizowany przez Havla koncert na 20. rocznicę rewolucji „Już jest to tu!” Pan prezydent zaprosił Lou Reeda, Joan Baez, Renée Fleming i Suzanne Vegę. Dyrygował znakomity dyrygent Jirzí Bielohlávek. To było coś wielkiego, ale do tego filmu się nie zmieściło. Teraz będzie 15. rocznica tego koncertu, mam sporo materiału, można by więc go przypomnieć.

Przypuszczam, że miałeś problem również ze względu na emocje, ponieważ kręciłeś i w tak trudnych chwilach, jak w Nowym Jorku, gdy prezydent doznudaru mózgu.

Naturalnie były też i chwile, gdy nie kręciłem, bo po prostu się nie dało, nie byłoby stosowne lub po prostu nie chciałem.

Odłożyłeś kamerę.

Odłożyłem kamerę. Pan prezydent już wieczorem nie czuł się zbyt dobrze. Ale gdy rano szliśmy do Muzeum Sztuki Nowoczesnej, zrobiło się mu definitywnie źle. Wezwaliśmy taksówkę i zawieźliśmy go do szpitala. W takich chwilach musisz zapomnieć, że jesteś dokumentalistą, bo jesteś z kimś bliskim, któremu coś się stało, a ty mu musisz pomóc. Nie ma dyskusji, ważny jest ludzki wymiar.

Czy takich sytuacji było więcej?

Było więcej. Chyba nie chciałbym o nich mówić, ale były.

Kadr z filmu „Tutaj Havel, słyszycie mnie?”
Kadr z filmu „Tutaj Havel, słyszycie mnie?”Zdjęcie: Continental

Miałeś nakręcić resztę życia Havla. Co to dla Ciebie znaczyło?

Z jednej strony wielkie wyzwanie, bo cóż może być dla dokumentalisty ciekawszego niż zaproszenie od światowej osobistości do zapisania jej życia. Z drugiej zaś ogromna odpowiedzialność, bo musiałem gdzieś zdobyć na to pieniądze, zarobić na życie i mieć na to czas...

Ale domyślam się, że praca dla prezydenta była opłacana?

Nie, nie była. To była sprawa czysto wolontariacka. On sam mówił, że chętnie by się dołożył, ale to by nie było ani piękne, ani godziwe, gdyby płacił za film o sobie.

Aha.

Na szczęście po roku kręcenia pojawiła się mecenaska, Dadja Altenburg Kohl, która płaciła za wyjazdy z nim. Inaczej bym chyba nie dotarł do Nowego Jorku.

A czy świadomość, że swojego bohatera masz filmować do końca jego życia, miała dla Ciebie psychiczne konsekwencje?

Pewne obciążenie psychiczne pojawiło się dopiero później. Gdy kręciłem, musiałem po prostu wszystko załatwić, by móc z nim być, dostać się tam, gdzie trzeba, zadbać, by technika działała, i temu wszystkiemu fizycznie podołać.

Nigdy nie zapomnę jednej chwili. Byłem z synem na basenie, wracaliśmy autem do domu. Zadzwonił telefon, poprosiłem więc, by odebrał. Po chwili usłyszałem jego łamiący się głos: „Tatusiu, to babcia. Mówi, że pan prezydent umarł”.

Były chwile, gdy odkładałeś kamerę. A czy były też takie, które nakręciłeś, ale do filmu ich jednak nie dałeś?

Jest ich prawie dwieście godzin (śmiech). Ale już na poważnie: podczas montażu zastanawialiśmy się, co dać, a co nie. Jedną ze scen, co do których postanowiliśmy, że się do naszego filmu nie nadają, było zdejmowanie pośmiertnej maski prezydenta.

Działo się to w Praskim Skrzyżowaniu, jak się dziś nazywa kupiony przez Havlów dawny kościół świętej Anny. Pan prezydent leżał w trumnie, rzeźbiarz zdejmował maskę, a mnie tak się trzęsły ręce, że nie byłem w stanie kręcić. I wtedy zaczęły śpiewać obecne tam siostry boromeuszki. Ten ich śpiew tak mnie uspokoił, że mogłem w końcu wziąć kamerę do ręki.

Ale to jest scena, która w jakiś kontrolowany sposób mogłaby, a nawet powinna zostać udostępniona badaczom, historykom lub studentom. Ale uznaliśmy, że do tego filmu nie pasuje.

Było takich scen więcej?

Były też sceny związane ze zdrowiem prezydenta. Powiedzieliśmy jednak sobie, że tego jest już za dużo, a nie chcemy pokazywać go tak upośledzonego, jak zdarzyło mi się go sfilmować w niektórych sytuacjach.

Kadr z filmu „Tutaj Havel, słyszycie mnie?”
Václav Havel do dalajlamy: - Niestety, jestem teraz chory.Zdjęcie: Continental

Gdy przed laty zaczynałeś ten film produkować, nie miałeś na to pieniędzy.

Proponowałem go kilku producentom, ale nie byli zainteresowani. Mówili, że o Havlu nakręcono już tego dość. Postanowiłem więc spróbować crowdfundingu. Wyszło całkiem nieźle. Wsparło nas 1471 darczyńców, zebraliśmy ponad półtora miliona koron. Ale, co ważniejsze, projekt stał się dzięki temu znany, a brneński fotograf Roman Franc przedstawił nas Jirzímu Konecznemu.

A to jest Twój producent?

Jest producentem tego filmu. Jirzi Koneczný i jego firma Endorfilm.

Premiera odbędzie się na Praskim Zamku. Jak to przeżywasz?

Mówiłem, że byłoby pięknie, gdyby jeden z uroczystych pokazów odbył się na Praskim Zamku, ponieważ prezydent Havel jest z nim jak najbardziej związany. Wysłaliśmy więc sygnał i dostaliśmy pozytywną odpowiedź. Ogromną radość sprawiła mi wiadomość, że na projekcji pojawi się prezydentka Słowacji Zuzana Czaputová. Jeszcze nigdy nie miałem dwóch prezydentów na pokazie swego filmu.

Co będziesz teraz robić?

Najpierw dojdę do siebie po tych gorączkowych dniach, a potem wrócę do pracy. Rok temu nakręciłem dokument o reporterach wojennych, który zdobył drugą nagrodę na warszawskim festiwalu Heart of Europe. Zamierzam to kontynuować. A ponieważ jestem współzałożycielem Człowieka w Potrzebie, robię też dokument o pomocy tej organizacji dla Ukrainy.

Dziękuję Ci za rozmowę i dzisiejsze przeżycia, gratuluję filmu i życzę sukcesów.

Dziękuję. 

Rozmawiał Aureliusz M. Pędziwol

* Petr Janczárek - reżyser, scenarzysta, kamerzysta i fotografik (urodzony w 1959 roku) z politycznych powodów nie mógł iść na studia i najpierw był murarzem od wielkiej płyty. Potem dostał się na politechnikę i został inżynierem budowlanym. Dziś jest znanym czeskim dokumentalistą, który koncentruje się na najnowszej historii i teraźniejszości swojego kraju, a także na kryzysowych obszarach świata. Jest także wykładowcą na Uniwersytecie Śląskim w Opawie.

Nakręcił dziesiątki filmów, w tym trylogię „Václav Havel, Praga-Zamek”, pentalogię „Labirynt rewolucji” czy dokument o kubańskich dysydentach „Głosy z wyspy wolności”. Jego najnowszy film „Tutaj Havel, słyszycie mnie?” wejdzie na ekrany czeskich kin 11 kwietnia. Zostanie również pokazany w ramach „Kina na Granicy/Hranici” w Cieszynie i Czeskim Cieszynie.

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!