1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Polscy Sprawiedliwi. Wystawa w Berlinie

24 marca 2024

Ponad 7 tys. Polaków zostało uhonorowanych tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. O ostatnich żyjących z nich opowiada w Berlinie wystawa stworzona przez dwoje niemieckich fotografów.

https://p.dw.com/p/4e4bn
Janina Rościszewska-Krawczyk pokazana na wystawie w Berlinie
Janina Rościszewska-Krawczyk pokazana na wystawie w BerlinieZdjęcie: Agnieszka Hreczuk/DW

Na uroczystym otwarciu wystawy w Berlinie Janina Rościszewska-Krawczyk stała, przypadkowo, obok policjanta z obstawy. Policjant rozglądał się dookoła, ale i spoglądał na zdjęcia. Nagle coś go tknęło, spojrzał na Janinę, potem na jedną z plansz z portretami. „To pani???”. –  No to powiedziałam, że tak. A on zaczął mnie tak witać, mówić, jaki jest zaszczycony, że jestem taką bohaterką –  opowiada Janina. –  Aż mi głupio było, bo co ze mnie za bohaterka? Dwunastoletnia smarkula, która robiła to, co powiedzieli rodzice. To mama i tata zdecydowali, to oni byli bohaterami.

Janina i Lech Rościszewscy - rodzice Sprawiedliwej - Janiny Rościszewskiej-Krawczyk
Janina i Lech Rościszewscy - rodzice Sprawiedliwej - Janiny Rościszewskiej-KrawczykZdjęcie: Privat

Janina Rościszewska-Krawczyk jest jedną z bohaterek wystawy „Po tej samej stronie –  ostatni ze Sprawiedliwych wśród Narodów Świata“. Tytuł „Sprawiedliwego” przyznawany przez izraelski Instytut Yad Vashem otrzymała ona, jej brat, mama –  też Janina i tata, Lech. Do tytułu zgłaszają ludzi, którzy bezinteresownie ratowali Żydów, sami Ocaleni, czy ich rodziny.

Większość tych, którzy ratowali, jako dorośli, już nie żyje – tak, jak rodzice Janiny Rościszewskiej-Krawczyk. Zostali tylko tacy „smarkacze”, jak ona sama mówi o sobie –  dzieci, które w momencie wybuchu wojny miały po kilka lat i wspierały rodziców na miarę swoich możliwości. Janina w 1939 roku miała 7 lat. Dziś ma 92.

Przesłanie na dzisiejsze czasy

–  To ostatni moment na osobistą rozmowę ze Sprawiedliwymi –  mówi Lydia Bergida, współautorka wystawy. Bergida jest fotografką i prawniczką z Monachium, specjalizująca się w tzw. „concerning photography” (w wolnym tłumaczeniu: „fotografia zaangażowana”). Lydia razem z kolegą, fotografem Marco Limbergiem z Berlina postanowili przygotować wystawę o Sprawiedliwych i przedstawić ich historie w Berlinie.

Portrety Sprawiedliwych

–  Szczególnie dziś trzeba z nimi rozmawiać. Dziś mamy znowu czasy, w których rośnie nienawiść, antysemityzm, znowu coraz częstsze są wojny. Chciałam zbudować rodzaj mostu pomiędzy wczoraj i dziś, i dowiedzieć się, jak Sprawiedliwi, z ich doświadczeniami, widzą to, co się dzieje dziś, i jakie przesłanie mają dla młodego pokolenia –  tłumaczy Lydia Bergida.

Dlaczego akurat Sprawiedliwi z Polski? Z powodów praktycznych: bo najwięcej noszących ten tytuł było z Polski i nadal żyje tu ich największa grupa. Gmina żydowska w Polsce ma z nimi bliski kontakt, w czasie pandemii wolontariusze gminy zaopatrywali potrzebujących Sprawiedliwych w żywności i leki. Dzięki tym kontaktom Bergida i Limberg dotarli do 17 Sprawiedliwych, którzy byli na siłach spotkać się z fotografami i z nimi porozmawiać.

Autorzy wystawy Lydia Bergida i Marco Limberg
Autorzy wystawy Lydia Bergida i Marco LimbergZdjęcie: Agnieszka Hreczuk/DW

Marco Limberg spotykał się już ze Sprawiedliwymi, ale po raz pierwszy z polskimi i tak osobiście. – Byliśmy z nimi w ich domach, z ich rodzinami, w ich otoczeniu. To zupełnie inna perspektywa, niż w ramach jakiejś oficjalnej uroczystości –  opowiada Limberg, wyraźnie poruszony. Kiedy jechał do Polski, czuł się nieswojo przez to, że jest Niemcem. Nie wiedział, czego się może spodziewać. Niepotrzebnie. –  Moja narodowość nie grała żadnej roli. Ani przez chwile nie czułem niechęci, nie usłyszałem żadnych uwag. Dla nich było ważne, że pytamy, że chcemy ich głos przekazać dalej. Rzadko udało mi się rozmawiać tak osobiście z bohaterem moich zdjęć, jak tam, w Polsce.

Trzeba rozliczać historię

Na otwarcie zaprosili swoich bohaterów. Z powodu wieku i stanu zdrowia, przyjechało tylko kilku z nich, w tym Janina z synem i wnukiem. Tak, przyznaje w rozmowie, to miało dla niej specjalne znaczenie, że wystawa była w Berlinie. –  Dla mnie to godne podziwu, że Niemcy odrobili swoja lekcję historii, przerobili winy swojego narodu –  mówi Janina. Wie, że to niełatwe. –  Francuzi się wyłgali, my, Polacy, też bronimy się przed faktem, że i my nie byliśmy święci. Był antysemityzm, były denuncjacje. Zaakceptowanie tego faktu uznajemy za zdradę narodową –  kręci głową 92-letnia Sprawiedliwa. –  Dlatego doceniam tych Niemców, którzy tu przychodzą ze świadomością przeszłości i pokorą, i starają się udokumentować historię.

Żałuje tylko, że takiej wystawy nie doczekali jej rodzice. Na wystawę przywiozła ich zdjęcia i starała się je pokazywać wszystkim, którzy witali ją, jako bohaterkę. –  To oni, to są prawdziwi bohaterowie, mówiłam. Na wystawie ich zdjęć nie ma –  pokazani są tylko żyjący. –   A to na ich głowie była organizacja wszystkiego, zaopatrzenie. Ja opiekowałam się tylko małym chłopczykiem, który nie do końca rozumiał, o co chodzi i trzeba było pilnować, żeby gdzieś nie wyszedł –  tłumaczy.  Udało się jej go upilnować, chłopczyk przeżył. –  Do końca jego życia traktowałam go jak młodszego braciszka, a jego dzieci mnie, jak swoją ciocię – śmieje się Janina.

Janina i Lech Rościszewscy - rodzice Sprawiedliwej - Janiny Rościszewskiej-Krawczyk
Janina i Lech Rościszewscy - rodzice Sprawiedliwej - Janiny Rościszewskiej-KrawczykZdjęcie: Privat

Było Jedwabne, była i Dolina Będkowska

Rodzina Janiny ukrywała swoim domu w Dolinie Będkowskiej koło Krakowa 15 Żydów. Wojnę przeżyło 10. Poza jedną żydowską rodziną, którą znali osobiście sprzed wojny, reszta była dla nich obca. –  Dowiadywali się pocztą pantoflową, że mogą się tu schować i przychodzili. W okolicy byli i inni ukrywający, mówi Janina. Przypadków denuncjacji nie było.

– Ta nasze wieś była biedna. Moi rodzice byli społecznikami, dużo zrobili dla mieszkańców i mieli autorytet. Drugim autorytetem był proboszcz, który był mądry i nie był antysemitą. Mówił, że Jezus różnicy między ludźmi nie robił i że to nie tak, że „Żydzi Jezusa  ukrzyżowali”. Chłopi księdza słuchali i się nie wychylali. Prędzej jeden na drugiego do księdza by doniósł, a nie do Niemców. Przed przyjazdami Niemców sąsiedzi nas ostrzegali –  uśmiecha się Janina. Dlatego się udało. Nie wszędzie tak było, tego Janina jest świadoma. – Było Jedwabne i była Dolina Będkowska.

Dolina Będkowska - zdjęcie z prywatnego archiwum Janiny Rościszewskiej-Krawczyk
Dolina Będkowska - zdjęcie z prywatnego archiwum Janiny Rościszewskiej-KrawczykZdjęcie: Privat

Za mała wiedza o Sprawiedliwych 

–  Zaskoczyło mnie w rozmowach, że w przypadku wielu Sprawiedliwych ratowany nie był jeden człowiek, ale wielu. że ukrywano kilkunastu, czy nawet więcej Żydów –  mówi Marco Limberg. Rodzina innego z przedstawionych na wystawie Sprawiedliwych ukrywała około 60 Żydów. Niestety, większość zginęła, na skutek donosu. O tym opowiada sam bohater. To, mówi Marco Limberg, tylko pokazuje, jak odważni byli Sprawiedliwi i jaki podziw im się należy.

–   Myślę, ze historia Sprawiedliwych, w porównaniu do historii Ocalałych, jest zbyt mało naświetlana. I to chciałem opowiedzieć. O ludziach, którzy dobrowolnie i świadomie położyli na szali swoje życie, by pomóc innym.

Wystawa „Ostatni Sprawiedliwi Wśród Narodów” w Willy-Brandt-Museum w Berlinie otwarta jest do 7 kwietnia. Na jesieni gościć będzie w Monachium.